Wzgórze pokryte dywanem kasztanowych sadów i winnic; drzewka cytrynowe rodzące gigantyczne owoce; egzotyczne palmy, kaktusy i fikusy; pagórki, nagie skały, urwiste brzegi; las sosnowy ocieniający przełęcze; lazurowe, przejrzyste morze i gorące źródła bijące spod ziemi.
Kiedy w XVIII wieku Grand Tour* staje się dla gentlemanów obowiązkowym etapem ich formacji duchowej – Ischia – największa wyspa Zatoki Neapolitańskiej zostaje ulubioną metą każdego podróżnika, reprezentując archetyp wyspy wyimaginowanej – idealne miejsce odpoczynku i kontemplacji, egzotyczny raj wyśniony.
WYSPA WYIMAGINOWANA
Ischia.
Według Wirgiliusza, gigant Tyfon, który zbuntował się przeciwko Jowiszowi, został uwięziony w morzu i na tym miejscu powstała Ischia. Jego jęki docierające z otchłani wywołują trzęsienia ziemi. Zdaniem geologów natomiast, największa wyspa Zatoki Neapolitańskiej powstała kilkaset tysięcy lat temu, na skutek wybuchu podwodnego wulkanu, który na szczęście jest łagodniejszy od Etny i Wezuwiusza. Ostatnią erupcję lawy odnotowano w 1302 roku, a trzęsienie ziemi w 1883, w Casamicciola – więc wydaje się, że Tyfon będzie spał spokojnie przez kolejne stulecia.
Wyspą szczególną czyni Ischię fakt, że da się ją zwiedzić w jeden dzień i można przebywać tu okrągły rok nie nudząc się ani trochę.
Poszczególne komuny miejskie łączy dziś asfaltowa, kręta i dość wąska droga, którą na szczęście przejeżdża się bez problemu, w dwie godziny okrążając wyspę. Z każdego punktu można dojechać nad morze, do portu, na szczyt, do parku wodnego. Każde z miejsc ma swój specyficzny urok i jest skarbnicą historii oraz kultury. Wykopaliska archeologiczne potwierdziły, że pierwsi ludzie zamieszkiwali na Ischi już 5500 lat temu, a w 770 roku p.n.e. przybyła tu ludność z Eubei i założyła kolonię oraz ważny port handlowy. Zajmowała się produkcją waz greckich sprzedawanych później na Półwyspie Apenińskim. Zdaje się, że właśnie od waz wzięła się archaiczna nazwa wyspy – Pithecusae. W muzeum Św. Restituty, w Lacco Ameno znajduje się słynny Puchar Nestora opisany przez Omera w „Iliadzie”. W 500 lat później, na drugim krańcu wyspy rozwinęło się miasto rzymskie Aenaria, produkujące narzędzia z metalu. W 130 roku p.n.e. niestety Aenaria zniknęła pod wodą jak Atlantyda, zapewne na skutek wstrząsu ziemi. Inna kolonia rzymska – Nitrodi, przetrwała aż do V wieku n.e., gdzieś w okolicach dzisiejszego Barano. Znajdował się tam zespół świątynny zbudowany w pobliżu jednego z wulkanicznych źródeł i termy. Na wyspie odkryto również groby etruskie.
Handel morski, który przez tysiąclecia czynił z antycznej Pithecusae ważne skrzyżowanie cywilizacji śródziemnomorskich, przyczyniając się do jej rozkwitu, uczynił z niej również smaczny kąsek dla piratów, królów i cesarzy. Wyspę zgrabili Wandalowie, Wizygoci, Longobardowie, Saraceni, Turcy i Tunezyjczycy, a jej mieszkańcy w ciągu stuleci przeżyli dominację bizantyjską, normańską, szwedzką, francuską i hiszpańską. Po tym pozostały interesujące ślady we wszystkich zakątkach. Prawdziwym skarbem historii jest Zamek Aragoński znajdujący się w komunie Ischia Ponte. Taką rzecz widzi się tylko na ilustracjach do bajek. Maleńka, skalista wysepka nieopodal legendarnej Aenarii już w V wieku p.n.e. stała się twierdzą. W średniowieczu Normanowie przemienili ją w miasto-fortecę, w czasach Renesansu – Andegaweni złagodzili srogi wygląd, wprowadzając formy cylindryczne, a Aragończycy zbudowali most i urządzili warowne miasto dla 2 tys. rodzin i z 8 kościołami. Król Alfons I rozpoczął rządy od deportacji wszystkich mężczyzn i ożenienia swoich kondotierów z miejscowymi kobietami. W ten sposób do ischitańskiej domieszała się krew hiszpańska – zdaje się, że białogłowy nie protestowały. Kiedy pod koniec Renesansu przyprowadziły się tu siostry Klaryski, opuszczając pustelnię na szczycie Epomeo – ludność wolała wyprowadzić się z zamku zakładając malowniczą wioskę rybacką, zwaną od drzewek jakie tu rosły osadą Celza – czyli morwową.
WIDOK ZE SZCZYTU
Szczególną atrakcją jest wizyta na górze Epomeo. Zdarzają się takie dni na Ischi, kiedy przejrzystość powietrza jest doskonała i wszystko zbliża się do nas na wyciągnięcie dłoni. Warto się wtedy wspiąć na czubek – skalistą kołyskę zawieszoną na wysokości 787 metrów. Jest to najwyższy punkt wyspy, z którego rozpościera się widok zatrzymujący dech w piersi na 360 stopni. Widać stąd wyraźnie, że ziemia jest okrągła – zapewne mieszkańcy Ischi wiedzieli to przed Kopernikiem. Na obręczy horyzontu rysuje się charakterystyczny stożek Wezuwiusza, Capri w kształcie siodła, cała Zatoka Neapolitańska, Procida, Castellammare di Stabia, Sorrento a nawet dalekie Ventotene. Aby wejść na czubek trzeba przebyć pieszo 3 km i najlepiej zrobić to od strony Fontana. Jest to przygoda dla osób pozbawionych lęku wysokości.
Zjeżdżając z góry koniecznie należy zatrzymać się w Sant’Angelo, by popodziwiać miniaturowy port i piramidalną skałę, oderwaną od brzegu. Miasteczko to wygląda niczym bożonarodzeniowa szopka neapolitańska: małe, jasne budowle wspinające się na urwiste zbocze, tworzą wiele różnych planów scenicznych. Na pierwszym planie, na placyku z kafejkami, zawsze mrowi się od ludzi. Przystanek dalej znajduje się zatoczka Sorgeto, gdzie woda morska w jednym miejscu osiąga 100 stopni i plażowicze gotują w niej jajka oraz ziemniaki. Niezwykłym fenomenem przyrody jest malowniczy Grzybek w Lacco Ameno, wyrastający z morza. Siadają na nim mewy – jedena z nich stała się maskotką mieszkańców i turystów. Biega za przechodniami po chodniku prosząc o jakiś smakołyk.
BAJKOWY ZAMEK
Słowo kasztelan pochodzi od castello – zamek. Gabriele Mattera jest naszym cicerone. Zamek należy dziś do niego i brata – spadek po dziadku adwokacie, który w 1913 roku kupił posiadłość na licytacji. Kasztelan jest malarzem, więc dzięki jego zamiłowaniu do sztuki, Zamek Aragoński stał się centrum kulturalnym, w którym odbywają się wystawy i koncerty.
Wjeżdżamy windą na taras widokowy. Ponad naszymi głowami majaczy imponująca, barokowa kopuła Katedry, przed naszymi oczami otwiera się cudowna panorama: Ischia Ponte ze swoim charakterystycznym kościołem, wejście do Portu, Epomeo, Vivara, Procida i lazurowe morze. Po lewej, przechodząc na inny taras obok Placu Broni,- widzimy zatoczkę, z której admirał Nelson zbombardował twierdzę w 1809 roku, wyrządzając olbrzymie szkody. Pośrodku tej zatoczki znajdują się Skały Św.Anny. Giovanni Bocaccio wybrał to miejsce jako tło VI noweli „Decamerona”, której bohaterami są kochankowie Jan z Procidy i dama ischitańska – skazani na śmierć w ogniu, potem uwolnieni i pobłogosławieni przez króla Sycylii. Ponad skałami, z zieleni wysuwa się Wieża Guevara, zwana również domem Michała Anioła Buonarottiego, gdyż właśnie tu mieszkał genialny artysta, gdy przybył na wyspę. Dzisiaj, w zatoczce, która jest otwartą kroniką naszej cywilizacji, odbywają się barwne święta wyspiarzy. Do najbardziej szczególnych należy karnawał morski przypadający w dzień św. Anny – 26 lipca. Każda z miejskich komun buduje łódź alegoryczną, biorącą udział w procesji. Przybywają oglądać ją prawdziwe tłumy. Na koniec, tuż przed północą, Zamek Aragoński zostaje „podpalony” i świeci czerwoną poświatą. Towarzyszy mu cudowny pokaz zimnych ogni. Jachty i łódki przypływają z sąsiednich wysp i zakotwiczają jedna przy drugiej – ich zielone światełka jarzą się w ciemności jak stado świetlików.
Średniowieczną, niedostępną fortecę, w 1441 roku Alfons Aragoński podarował przepięknej wieśniaczce z Torre del Greco, która wiedziała jak się do niego uśmiechnąć, kiedy jechał w pochodzie triumfalnym. Swój rozkwit miasto-twierdza przeżyło w okresie Odrodzenia, gdy przyprowadziła się tu Wiktoria Colonna. Słynna poetka, znudzona czekaniem na młodego męża-kasztelana, który ciągle wojował, uczyniła z Zamku Aragońskiego dwór literacki i artystyczny słynny w całej Europie. Za jej panowania na Ischię przybywały najważniejsze osobistości ówczesnego świata. Również Bona Sforza, tuż przed swoim ślubem gościła w tych murach. Przechadzała się po tarasie oliwnym, patrząc w stronę Neapolu, gdzie w Katedrze miała poślubić króla Zygmunta i zastanawiała się, jaka będzie ta daleka Cracovia, w której zamieszka na zawsze.
Świetność aragońskiego dworu skończyła się i w 1577 zamek przyznano nowemu zakonowi sióstr Klarysek, założonemu przez owdowiałą arystokratkę Beatrice Quadre. Do zakonu o bardzo surowych regułach wstępowały tylko szlachetnie urodzone. Siostry Klaryski oddawały się modlitwie i medytacji, ale ich obrzędy żałobne budziły zgrozę wśród mieszkańców. Kiedy któraś z Klarysek umierała – pozostałe sadzały ją w celi pogrzebowej, na specjalnym kamiennym tronie z otworem, przez który wyciekały resztki. Żywe modliły się przed zmarłymi, kiedy szczątki się zmumifikowały – można było odłożyć je do kostnicy. Przez długie lata trupy Klarysek stanowiły atrakcję turystyczną Zamku Aragońskiego. W końcu, w 1963 kasztelan Mattera kazał je pogrzebać – niestety wycieczkowicze obskubywali je po kawałku.
Więzienie Burbońskie służące aktualnie jako galeria sztuki, ale w którym w XVIII wieku przetrzymywano powstańców neapolitańskich, wrzuconych do ciemnego lochu wypełnionego wodą oraz Muzeum Narzędzi Tortur, przypominają, że pobyt w tym bajecznym zamku nie zawsze należał do przyjemności. Wychodzimy krętym tunelem wykutym w skale – jedyna droga, jaką kiedyś można było dostać się tutaj.
CICHA PRZYSTAŃ ARTYSTÓW I LITERATÓW
Filozof George Berkeley przybył na Ischię w 1717 roku i zamieszkał w osadzie Testaccio przynależącej do Barano – w połowie drogi między górą i morzem. Nazwał mieszkańców Ischi ksenofobami. Pisał, że ludzie z okolicznych wiosek Forio i Buonopane byli gwałtowni, mściwi, i często sięgali po noże, a także odprawiali procesje w sposób pogański. Chwalił piękno natury: wzgórze Epomeo pokryte dywanem kasztanowych sadów i winnic; drzewka cytrynowe rodzące gigantyczne owoce; egzotyczne palmy, kaktusy i fikusy; pagórki, nagie skały, urwiste brzegi; las sosnowy ocieniający przełęcze; lazurowe, przejrzyste morze i gorące źródła bijące spod ziemi, w wielu miejscach. Te niezwykłe zasoby wodne pochodzenia wulkanicznego, o różnych temperaturach i właściwościach leczniczych, odkrył w XVI wieku medyk kalabryjski Juliusz Iasolino. Już w tamtej epoce pobyt na Ischi zalecały przewodniki dla arystokracji, reklamując wyspę jako „Ogród rozkoszy dla duszy i ciała”.
Dziennik Berkeleya ogłoszony drukiem pod tytułem „Podróż do Włoch”, dał początek prawdziwej lawinie wzmianek, wspomnień, adnotacji (literackich, dziennikarskich i poetyckich), autorstwa najznakomitszych piór ostatnich trzech wieków, odwiedzających wyspę. O Ischi napisali: De Sade, Stendhal, Cooper, Musset, Ibsen, Maupassant, Nietzsche, Auden, Pasolini, Moravia, Capote, Brodski i inni. Rrównież polska pisarka Maria Kuncewiczowa, przy okazji drugiego pobytu w tych stronach opisała swoje wrażenie: „Jaka piękna jest Ischia. Sosny są ciche, morze szepcze. Kwiaty kwitną, pachną drzewa. Osiołki ciągną bryczki, mężczyźni mówią słodkie kłamstwa. Jak piękne jest tu życie.”
Tyle literatura. Współczesna Ischia zachowała niemal wszystko ze swoich uroków. Zmienili się jednak jej mieszkańcy. Z ubogich, stroniących od przybyszy rolników, stali się bogatymi właścicielami hoteli, restauracji i sklepików turystycznych, otwartymi i uprzejmymi dla gości. Zmienili się również turyści. Elity intelektualne i artystyczne, które przez pierwsze półwiecze XX wieku wybrały Ischię na miejsce azylu duchowego, biesiadując w osławionym barze Internazionale, w Forio – niestety odeszły. Dawniej, przy szklance wina można było tu spotkać Trumana Capote. Po nabrzeżu w Lacco Ameno przechadzała się Maria Callas. W hotelu Królowa Izabela urzędował Luchino Visconti, a wizyty składał mu Pier Paolo Pasolini.
Dziś na Pithecusae – zbiorowo i indywidualnie – przyjeżdżają turyści z całego świata. Miejscowi sami nie wiedzą jak się do tego ustosunkować: co roku wyspę odwiedza 6 milionów gości!, a bryczki ciągnięte przez osły zastąpiły hotelowe mikrobusy. Wszystko ma swoją cenę – więc ischitanie zamykają oczy i z krwawiącym sercem kładą na pizzę parówki i ananasy…
- Grand Tour – podróż przez Europę trwająca od 6 miesięcy do 1,5 roku, która stała się modna wśród dobrze urodzonych młodzieńców. Filozof Locke zalecał ją, gdyż: wzbogaca duchowo, uczy samodzielności, wyostrza zmysł krytyczny, usuwa uprzedzenia i kształtuje maniery charakteryzujące prawdziwego gentlemana. Po 1740 rozwija się sieć dróg i połączeń, niemal w każdym mieście pojawiają się hoteliki, restauracje, bary – więc dłuższy tour po Kontynencie staje się mniej uciążliwy niż dawniej, kiedy był to ekskluzywny przywilej samotnych, bardzo bogatych podróżników lub ubogich włóczęgów.